Po całonocnej jezdzie autobusem z wodospadow Iguaçu wysiadamy w Campo Grande, by chwile pozniej jechac dalej, tym razem do najwiekszych na swiecie (jak 3/4 Polski) mokradeł – Pantanal. Po południu przybywamy na miejsce, czyli do długiego, drewnianego baraku zbudowanego na palach i usutuowanego tuz nad rzeka. Na miejscu okazalo sie, ze nasz pokoj dzielimy z rodzina myszy i zaba, a w kranie jest tylko zołtawa woda wprost z rzeki. W sumie nic dziwnego ze zwierzaki pchaja sie do domow, bo tu wszedzie grząsko. Z woda nie dalo sie nic zrobic, ale zamienilismy pokoj i tym razem sasiadowalismy przez sciane …z rodzina wiecznie piszczacych nietoperzy (a w zasadzie tylko przez pol sciany, bo mieszkaly w dzialowej). Ale co tam, (choc mi to bylo powiedziec zdecydowanie latwiej niz Basi), juz nastepnego dnia jedziemy wglab mokradeł, by wsrod traw, drzew i krzakow ujrzec: kapibary, kajmany, dwukolorowe malpy, pancerniki, jakies tam jelonki, dzikie swinie, wydry i mini-niedzwiedzie biegajace stadami po drzewach (ostronosy). Do tego cale mnostwo kolorowych ptakow z papugami ara, „ogromnymi białymi bocianopodobnymi” (jabiru) i tukanami na czele. Jeszcze niedawno kompletnie nie rozumielismy jak mozna sie zachwycac ogladaniem ptakow, ale załapalismy juz w afryce, by teraz fascynowac sie nimi jeszcze bardziej. To niesamowite co tutaj siedzi na drzewach! Wypatrywalismy tez anakondy i jaguary, ale te tym razem sie nie pokazaly. Choc nasz przewodnik kilka dni wczesniej trzymal w dloniach 4 metrowa anakonde ktora przepełzała przez droge – widzielismy zdjecia.
Kolejnymi atrakcjami w Pantanalu bylo wodne safari oraz dwugodzinna konna przejazdzka, choc najwiecej frajdy sprawilo nam jednak (a zwlaszcza Basi, ktora tu pobiła mnie na obie łopatki) łowienie piranii, ktore z przyjemnoscią schrupalismy na lunch.
ps. Tu wszystko gryzie. Komary chyba przebiaja sie w nocy prze moskitiere a w dzien zjadaja zywcem. Nawet kapibara mnie ugryzla. Coz, w koncu to najwiekszy gryzon… B.
Ugryzla kapibara!!! O to szuja! Trzeba było jej oddać! A tak niewinnie wyglada!
a ugryzla cholera… na szczescie nie groznie – tylko drasnela zebiskami. Na tyle ze nastepnego dnia moglam bezpiecznie wchodzic do rzeki z piraniami, co kolezanki z wedkami mialy mi za zle, bo piranie slabo braly …
Przynajmniej możecie się pochwalić, że spróbowaliście już naprawdę wszystkiego. 😀 nawet ugryzienia kapibary :Dpozdrawiam
Zazdroszczę Ci okropnie że możesz oglądać to wszystko na własne oczy!!! Ja się strasznie boję robactwa i innych takich i nie wiem czy zdobyłabym się na taką podróż.
Moja reakcja na to rokactwo w byla dosc … wybuchowa (biedny J!) Zeby spac spokojnie uszczelnialam moskitiere, zatykalam wszystkie dziury w lozku i wkladalam zatyczki do uszu zeby nie slyszec chrobotow, piskow i zgrzytania… B.
Zapraszam do siebie na http://www.sara-and-life.blog.onet.pl