4 dni na plazy, Filipiny

Manila powitala nas lepkim zaduchem zaloczonej stolicy, tak odleglej od swiata z jakiego wlasnie przybylismy. Choc to miejsce skrajnosci i nie tak proste do zycia, dobrze sie tu czujemy i z rozewnieniem wspominamy naszą pierwszą podroz do Indonezji. Standard podobny: sasiedztwo ekskluzywnych hoteli i zebrzacych ulicznikow, uzbrojonych w karabiny ochroniarzy i sprzedawcow ulicznych. Po zaplanowaniu kolejnych tygodni ruszamy na Palawan. Bardzo chcielismy podziwiac osmy cud swiata jak okreslane sa ryzowe terasy w polnocnym Luzonie, ale rejow jest wlasnie po zbiorach ryzu, wiec po spedzeniu 12 godzin w autobusie moglibysmy sie raczej rozczarowac.
W Puerto Princessa, miescie opanowanym przez szalejace trzykolwce (motoro-rykszo-taksowki) spedzamy chwilę by stąd ruszyc na wyspę Coco-loco. Ani nazwa ani transport na wyspe (2,5g busem+1g łodzią) nie wygladaja obiecujaco ale kiedy zrzucmy plecaki i ubrania w chatce na plazy i zjadamy na obiad bajecznie podane owoce morza, usmiech nie schodzi nam z twarz przez caly pobyt :)  Wyspe obchodzimy w ciagu 20 minut ale w czasie odplywu mozna wejsc łachą piachu daleko w morze wydluzajac znacznie spacer.

Na pewno zapamietamy usmiechnieta obsluge, kraby w sosie kokosowym i widoki z ‘jadalni’  :)
Jako ze nie mozna tu zbyt dlugo leniuchowac wyjezdzamy z raju na jakis czas….

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *