Great Zimbabwe -> Bvumba

    Zimbabwe to piekny kraj. Jestesmy zauroczeni widokami i Jaromir musi co chwile stawac zebym mogla zrobic zdjecie. Okragle, pomaranczowo-brazowe domki pobudowane sa miedzy ogromnymi, okraglymi, glazami, ktore jakis olbrzym porozrzucal po polach. Zachod slonca jest niesamowity. Miedzy szczytami gor  niebo ma wszelkie kolory – od fioletowego po purpure…
Mijamy kilka patroli policyjnych i o zmroku wjezdzamy do Mutare. Samochod dziala bez zastrzezen Ale w miescie nie ma pradu.W jedynym backpckarskim hostelu nie ma miejsc, na szczescie maja przyczepe campingowa, za 10zl oboje   Na szczescie tutaj dostawy prada sa czestsze i w sumie mamy calkiem komfortowe miejsce. Rano robimy zakupy i jeziemy do pieknie polozonej w gorach Bvumby.
Na szczescie tu z noclegiem nie ma problemu i w wyjatkowo atrakcyjnej lodgy zostajemy. Ndundu to stylizowany afrykanski dom goscinny z mnostwem drewnianych masek na scianach, rzezbami, bebnami i z charakterem. Brdzo nam sie tu podoba, szczegolnie pokoj z gigantycznym lozem z baldachimem i wielkim kominkiem. Po sasiedzku  idziemy na znakomita kawe podana w chinskiej porcelanie i srebrnej zastawie. Trudno uwierzyc ze to tez Afryka. Misternie ulozone bukiety, wyprasowane obrusy, stylowe meble… Prawdziwa elegancka kawiarnia.
Przedzieramy sie przez busz i trafiamy do domu bialej babuni bylej farmerki ktora wprowadza nas na dobra droge, z ktorej znow schodzimy do wioski. Dopiero kobieta z pomaranczami prowadzi nas do hotelu, do ktorego chcielismy dotrzec. Hotel i pola golfowe robia wrazenie. Choc po zniszczonym bialym kolnierzyku recepcjonisty widac ze przyszly chude czasy, calosc jest okazala, zadbana i w dodatku polozona na wzgorzu z ktorego rozposciera sie piekny widok. To nie wyglada jak znana nam Afryka. Przed zachodem wdrapujemy sie na najwyszy punkt z okolicy i ogladamy zachod i Mozambik…