Harare -> Great Zimbabwe

W Harare skladamy wnioski o wizy do Namibii i Botswany i okazuje sie ze na wbicie pieczatki do paszportu musimy czekac conajmniej 7 dni… Moj bohaterski narzeczony wymienia po kryjomu, na lewo, na czarnym rynku zielone dolary na ZIM dolary i decydujemy sie na tygodniowa wycieczke po Zimbabwe.  Znajdujemy tania wypozyczalnie i ze sporym wyprzedzeniem rezerwujemy golfa II.  Kiedy rano przychodzimy o 8.30 po samochod, dowiadujemy sie ze jeszcze jest na przegladzie, poniewaz chca byc pewni ze dostaniemy dobrze przygotowany samochod zeby ptrzejechac zaplanowane 1200km. Coz, robimy zakupy i dopiero po 13.00 wyjezdzamy nasza blekitna strzala. Golf chicko jest wiekowy, nie wyglada zbyt solidnie, ale pzreciez jest po przegladzie i przynajmniej nie bedzie sie rzucal w oczy na drodze. W bagazniku mamy 40l benzyny, wyjatkopwo cenny tutaj ladunek, obawiamy sie ze bedzie nam ciezko kupic po drodze. Oficjalnie mozna dostac paliwo na kupony (na kartki) ale sa nieosiagalne dla zwyklych smiertelnikow. Na czarnym rynku mozna dostac za ok USD1,5/l. Dlatego pewnie na noc ludzie spuszczaja z baku benzyne i zabieraja do domow.
300km pokonujemy w dobrym czasie 4godz i wieczorem docieramy do slynnego Great Zimbabwe. Znajdujemy piekna lodge, choc nie ma pradu prezentuje sie wytwornie i co najwazniejsze cena w Zim$ jest swietna. Zostajemy. I tu pojawia sie standardowy problem – nie jestesmy rezydentami, musimy placic w walucie obcej, a cena w USD po oficjalnym kursie jest nie do przelkniecia. Coz, wiemy jakie jest zarzadzenie rzadu, jedziemy na camping. Golf zaczyna sie buntowac. Przestaja wskakiwac biegi, sprzeglo nawala. Zostajemy w namiocie na campingu za USD$20 (!). Nie ma pradu = nie ma swiatla = nie ma cieplej wody w lazience, nie mozna pozyczyc kocy…. Coz chyba dla nas zaraz po zachodzie slonca zaczal sie juz ‚piatek 13’.  W nocy byl przymrozek, najzimniejsza noc dotychczas. Rano dalej nie ma pradu,  akumulator w golfie nie drgnie. Dzwonimy do wypozyczalni i idziemy zwiedzac.
Great zimbabwe to kamienna osada wybudowana w 10wieku przez lokalne plemie, ktore wowczas tworzylo tu swego rodzaju panstwo. I podobno niezle prosperowalo ale neiwiel oprocz ruin sie zachowalo.
O 14.00 dociera do nas samochod na zmiane, wiekowego nissana sunny, pakujemy sie i wyjezdzamy z tego niegoscinnego miejsca.
Przejezdzamy zaledwie kilka kilkoentrow i znajdujemy uroczy osrodek nad jeziorem,  gdzie w sporym domku z widokiem (i kuchnia!) zostajemy na noc.  Jest slicznie, cieplo i komfortowo. Niestety na drugi dzien ma przyjechac kierowniczka osrodka i musimy jechac dalej, boja sie ryzykowac ukrywajac nie-rezydentow. Jak w sciganym ruszamy dalej. 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *