Likoma ->Cape Maclear, czyli znow na Ilali

O 6.00 rano lodka juz na nas czeka zeby nas zabrac na Ilale. Nie bardzo rozumiemy ten pospiech przeciez tydzien temu wyplynela dopier po 15.00… Ale skoro planowo ma odplynac o 7.00 to moze sie pospieszmy :) Zostawiamy nasza piekna plaze I domek w kwiatach I ruszamy w dalsza podroz. Decydujemy sie plynac na poludnie I ominac Lilongwe (internet!).

Kolejne dwa dni I noc spedzimy na statku. Zgodnie z naszym przeczuciem mamy spore opoznienie (7godzin) I wyplywamy dopiero po 14.00. A moze rozklad jest nieaktualny ..? Kolejne postoje sa w Mozambiku. Za dnia widzielismy rozladunek ale te porty do ktorych wplywamy w nocy maja wieksze wyzwanie. Nie wyobrazam sobie wskakiwac z bagazami na skaczaca na falach lodke po ciemku…

Spotykamy ciekawych ludzi. Malzenstwo z Japonii podrozuje juz 2,5 roku I maja jeszcze rok przed soba! Zgodnie stwierdzili ze przez ten czas duuuuzo sie nauczyli. Ona byla programista komputerowym, on inzynierem budownictwa. Oszczedzali 12 lat n ate podroz. Prawdopodobnie maja dwukrotnie wyzszy budzet miesieczny niz my ale nie przeszkadza im to zjesc kolacje z druga klasa (nsima+gumiasta wolowina, nic nadzwyczajnego) . W drugiej klasie nie ma sztuccow. Nasz obiad za to nie byl tak skromy : 6 porcji na 4 osoby. Kucharz sie dziwil, ale jeszcze bardziej widzac puste talerze. Uwaga- swiadczy to o wielkosci porcji a nie nadzwyczajnie wykwintnej kuchni na statku.

Dla pokladu pierwszej klasy i kajut jest do dyspozycji goracy prysznic. Pewnie kilka miesiecy temu nawet bym do niego nie weszla, teraz chetnie korzystam. Wyglada jak lazienka w pkp drugiej klasy, tylko wieksza, I jest kilka karaluchow. Coz, nauczylismy sie juz ze w lazienkach zwykle cos mieszka I nie przeszkadza nam to juz tak bardzo. Klapki na grubej podeszwie sa jednak niezbedne.

Po 35 godzinach na Ilali schodzimy na lad w najwiekszym porcie Malawi : Monkey Bay. Zapada zmrok wiec szanse na dojazd do camping jest nikly, ale na szczescie poznajemy na statku mieszkanca Cape Maclear, do ktorego zmierzamy I on zalatwia transport. Przebijamy sie przez krzykliwych beach-boys’ow oferujacych nam niesamowicie droga taksowke, i po 1,5godz oczekiwania wsiadamy na pake pick-up’a. Mam swietne miejsce : tobolek suzacy za siedzenie jest miekki (Jaromir siedzi na worku ziemniakow) I w dodatku przy samej szoferce (nie wieje I grzeje silnik). Jezeli jedynym srodkiem transport jest ciezarowka znaczy ze zaraz konczy sie asfalt I bedzie trzeslo. Po 40min milych pogawedek na pace jestesmy pod drzwiami Gaia Lodge w ktorym zostajemy na noc. Poniewaz jest relatywnie drogo przenosimy sie na druga noc do Fat Monkey.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *