Likoma Island, MALAWI (19-26Cze)

Oplywamy wyspe I docieramy plaza do campingu szczesliwy ze dotykamy ladu. Kiedy siadamy na plazy I wchodzimy do domku, mamy ochote nie ruszac sie stad przez najblizszy tydzien. Piwo 2,4zl, obiadokolacja 12-14zl. Malo ludzi, duzo kwiatow, slonce, raj.

Oryginalna lazienka :)  Na konarze baobabu domurowano palenisko, nad ktorym stoi beczka. Na wysokosci 2,5m jest prysznic do ktorego prowadza dwa wielkie stopnie. Calosc otoczona mata z trzciny. Jak sie okazuje, drewno jest towarem deficytowym, wiec nie pali sie w lazience a zalecanym miejscem kapieli jest jezioro. I z niej korzystamy. Jezioro to tez jedyne zrodlo wody na wyspie. Az dziwne ze mozna je zanieczyszczac detergentami.

Wyspa ma prad, przez 14godzin dziennie. Jest to nielada wyroznieniem, a w zasadzie nagroda od rzadu za prawidlowy wynik wyborow. Na polnocy jako jedyni glosowali za parta UDF. Ciekawie wyglada loundry service – usluga prania. Reczna przepierka w jeziorze przy pomocy mydla. ‘Czyste’ rzeczy suszone sa potem na cieplym piasku. (piasek nie jest taki jak na Helu, znacznie grubszy, ciemniejszy I pylisty)

 

Llikoma to ok szescdziesieciometrowe wgorze schodzace do jeziora stromym zboczem od strony zachodniej, gdzie polozony jest camping Mango Drift oraz wyplaszczonym od strony miasteczka. Dla nas to wyspa baobabow, bo choc rosna samotnie jest ich duzo I sa jedynymi drzewami na wzgorzu. Przy samej plazy stoja slomiane, przestronne chaty, a wokol nich rozrosly sie pieknie kwitnace krzewy, zdobiace domki kisciami czerwonych kwiatow. Mozesz polozyc sie na cieplym piasku, lub pobujac w hamaku. W barze, nad samym jeziorem, mozesz poczytac w wymoszczonych poduchami drewnianych fotelach lub w cieniu polezec w hamaku. Na widnokregu ponad turkusowa tafla jeziora widac zolto-zielone wzgorze wyspy Chizumulu. Jest pieknie.

To takie miejsce, gdzie zdejmujesz zegarek I zapominasz jaki dzien tygodnia. Upal nie dokucza, wieczorny chlod nie jest dotkliwy. Najwieksza wanna w jakiej przyszlo nam sie kapac ma stala ciepla wode. To druga perelka Malawi po parku Vwaza March.

Idac brzegiem za campingu wchodzi sie do wiosek. Rybacy lowia przy plazy, noca pochodniami wabiac niektore gatunki ryb. Kobiety myja, piora. Tutaj dzieciaki nie boja sie, same przyubiegaja przywitac sie a do aparatu lgna jak muchy do miodu. Pchaja sie w obiektyw az trzeba je przytrzymywac zeby nie wsadszaly ciekawskich noskow w obiektyw. Ogromna radosc sprawia im ogladanie sie na wyswietlaczach aparatu. Spotykamy miejscowa nauczycielke, zone pastora, ktora opowiada o szkolach na wyspie.

Chluba mieszkancow jest katedra anglikanska. Wyglada tak, jakby katedre Westminster pomniejszyc dwukrotnie ale I tak jest imponujaca budowla (skomplikowana) jak na afrykanski standard. Szkoda ze oryginalny dach – strzecha, jest zastapiony srebrna blacha falista. Na wyspie sa nieurodzajne gleby I bardzo kamieniste I penie dlatego wiekszosc produktow sprowadzanych jest z ladu.

Najlepszym, choc drogim srodkiem transpoirtu jest Ilala, ktorym przyplynelismy na wyspe. To ponad stuletni statek parowy zbudowany w niemczech, przerobiony na spalinowy. Ilala jest ‘best for cargo’ jak mowi nam barman, poniewaz kapitan nigdy nie mowi stop ludziom ladujacym towar. Odkad poprzedniczka Ilali utonela, jest to rowniez jedyny sposob dostania sie na wispy Likoma I Chizumulu .

 

Wlasnie sie dowiadujemy ze samolot ktorym mielismy leciec z parku Niyka rozbil sie z pilotem I 4 pasazerami na pokladzie. Niech beda blogoslawieni panstwo Crous z RPA, ktorzy nas rano zabrali z parku. Samolot nie dolecial do Niyka, rozbil sie w okolicy. Nigdy bysmy nie wsiedli do niego.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *