Solary, Boliwia

Zanim ruszylismy z Carlosem i jego jeepem na solne pustynie spędzilismy noc w Uyuni, ktore wyglada tak, jakby stąd mozna było tylko wyruszyc na biegun lub koniec swiata. Zimno, szaro, ludzie ubrani we wszystko co posiadaja, a wokół trwają załadunki i wyładunki samochodow terenowych…

Ruszamy  naszym ´wesołym autobusem´ wraz z dwoma Boiwijkami, Szwedem i Argentynczykiem i oczywiscie z kierowca. Carlos jak kazdy przyzwoity, dobrze sytuowany boliwijczyk, posiada znaczne ubytki w przednim uzebieniu wyrywkowo uzupelnione zlotymi blachami i jest bardzo sympatyczny. O tym jak bardzo, przekonalismy sie juz pierwszego wieczoru kiedy załatwil nam ciepłą wodę pod prysznicem i wino do kolacji :)

  

Solary sa …słone i białe. Totalnie białe, bielsze niz snieg, płaskie jak stół i ciagną sie w nieskonczonosc! Ale najwiekszą atrakcją, przynajmniej dla nas jest połozona posrodku zielona wyspa. Podobno jest w ksztalcie ryby (Isla Pescada) ale jedyne co naprawde widac to tysiace olbrzymich kaktusow. Mają ponad 10 metrow i sa grube jak drzewa. Ze szczytu wysepki widac tylko biel i biel, dalej zarys gor i niebo :-) Jest niesamowicie.  Na noc zostajemy w solnym hostelu. Czy to przypomina hostel mozna by długo dyskutowac, ale solne pustaki i ´zyrandole´ sa faktem niezaprzeczlanym.

Po solnych polach przmierzamy pustynie i wulkaniczne twory by dotrzec do gejzerow i wykąpac sie w koncu w naprawde goracej wodzie, w basnach termalnych. Lepiej sie nie zastanawiac jakie stezenie ma woda po przepłukaniu setki niemytych cial, tylko wskakiwac  jak najszybciej, mimo niezachęcającej tempertury ok 0´C. Kto pierwszy ten lepszy :-)  na szczescie baseny sa przepływowe :-)

I po tej wydawało sie ostatniej atrakcji, mkniemy radosnie do granicy boliwijsko-chilijsikiej, az nagle uderzamy z impetem w wielki glaz, rozpada sie drazek łaczacy kola i kierownice i …jakims cudem w koncu sie zatrzymujemy na czterech kołach. Mielismy szczescie, wypadajac trzykrotnie z drogi, mozna dosc łatwo wywrócic samochod. Zostawiamy Carlosa z rozbitą toyotą a sami wciskamy sie do nadjezdzajacych jeepow, by jeszcze dzis dotrzec do San Pedro de Atacama.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *