Antarktyda

Po przylocie do najbardziej na poludnie wysunietego miasta swiata – argentynskiej Ushuai, wsiadam na statek by udac sie na „podboj” ostatniego kontynentu. W czasie 48 godzinego zmagania sie z ciesnina Drake´a, ktora to polowa pasazerow oplacila ciezka choroba, ogladamy baraszkujace przy samym dziobie delfiny oraz z oddali wieloryby, ktore przyplywaja tu w poszukiwaniu krylu. Koniec ciesniny wiencza zarysy Poludniowych Szetlandow i ogromna gora lodowa ktora mijamy tuz obok. Gora jest naprawde ogromna i bardzo symetryczna a swoim wygladem przypomina regularny prostopadloscian o podstawie ok. 40×40 metrow i 5-10 metrow wysokosci (pod woda powinno byc jakies 7-9 razy tyle). Archipelag Poludniowych Szetlandow przynosi ulge, gdyz male wysepki znacznie lagodza fale i mozna juz „zyc normalnie”.

  

Nastepnego ranka pierwsze zejscia na pontony a po obiedzie rowniez na lad. Ladujemy w samym centrum kolonii pingwinow, ktore jednak nic sobie nie robia z naszej obecnosci i zachowuja sie calkiem normalnie, tzn glownie stoja ale rowniez: dziobia sie, karmia mlode, smierdza :) skacza do i z wody oraz od czasu do czasu przychodza wprost do nas by poogladac sobie takie nowe dziwolagi  ktore ni z tad ni z owad wyladowaly na ich plazy :) W kolejnych dniach ogladamy roznorakie kolonie fok, pingwinow i innych ptakow. Odwiedzamy rowniez ukrainska baze antarktyczna, jednak ze wzgledu na trwajaca tam wlasnie wymiane zalog nie wchodzimy do budynkow, a zwiedzamy tylko mikro muzeum, tzn zamknieta juz baze brytyjska z lat piecdziesiatych (nie wyobrazam sobie bym mial tam spedzic rok, ale to juz temat na inny post) a na nasz poklad przyplywa ukrainski radiotelegrafista by nam troche opowiedziec o zyciu „tam” – choc sprawia wrazenie szczesliwego to dopiero pod koniec wiemy dlaczego – jest z tej zmiany ktora wlasnie wraca do kraju :)) 

  

Na Antarktydzie wszystko jest nowe, dziewicze i interesujace. Na mnie najwieksze wrazenie zrobily jednak roznorakie ksztalty i kolory gor lodowych i ogrom tej bialej i niezmaconej przestrzeni wsrod ktorej nasz niemaly przeciez statek byl niczym sputnik w przestrzeni kosmicznej.

  

PS

Slyszeliscie, ze w listopadzie rozbil sie na Antarktydzie jeden ze statkow pasazerskich? Nazywal sie MS Explorer i nalezal do firmy Gap Adventure w ktorej to wlasnie wykupilem ten rejs. Poniewaz Gap miala tylko jeden statek wiec gdyby nie zatonal to prawdopodobnie bym plynal wlasnie nim – zreszta czesc osob na naszej lodce kupila ten rejs wlasnie na tamtej lodce :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *