East Coast od Sydney do Brisbane

 

Wskakujemy w nasza pozyczona wypasiona fure i ruszamy na polnoc Pacific Highway. O dziwo trasa nie biegnie nad samym oceanem jak to bywalo w RPA, wiec zeby cos wiecej zobaczyc zatrzymujemy sie w Newcastle. Przyjemne miasto z jeszcze przyjemniejszymi plazami w centrum.

Z sydney jedziemy do doliny winic – Hunter Valley. Podobno to jedna z najpiekniejszych krain Nowej Poludniowej Wali i faktycznie jest ladna – przypominala mi bardzo rodzinne strony :)  Jesli chodzi o widoki najbardziej podobaly sie nam papugi i innedziwne ptaki oraz kwiaty. O winach nie bedziemy sie rozpisywac, faktem jest ze w przeciwienstwie do afrykanskich win tu zadne nam nie smakowalo. W sklepie latwiej bylo trafic na cos smacznego niz w winiarniach :)  Jednak najwieksza atrakcja byla winnica w ktorej biegalismy z aparatem w dloni za  stadem dzikich kangurow! chyba gospodarze byli nieco rozcarowani ale coz, dla nas kangury byly znacznie ciekawsze. 
Na noc zatrzymujemy sie w Newcastle by nastepnego dnia poszalec w lodowatej wodzie na desce (oczywiscie tylko jeden byl taki amator wsrod nas) a po poludniu skoczyc do Port Stephens na rejs z rybopodobnymi. W zasadzie szukalismy wielorybow a delfiny same nas znalazly i plasaly wokol naszej lodzi. Chyba naprawde to lubia ! tylko nie wiem czy wyscigi z pedzaca lodzia motorowa czy bardziej je bawi gapiacy sie i pokrzykujacy z radosci tlumek gapiow na pokladzie :). Na szczescie wieloryby tez lubia popisy i jak tylko podplywalismy nieco blizej wyskakiwaly i rzucaly sie rozpryskujac tony wody.
W Port Maquire glaszczemy wiecznie spiace koale i karmimy kangury.  (w Alice nosilismy je na rekach i wiemy jak ratowac male po zderzeniu z samochodem. niestety dla nas na szczescie dla kangurow nie udalo sie wykorzystac tej wiedzy w praktyce. Po wyciagnieciu malego z worka trzeba je nosic przy ciele az do czasu oddania do ‚sierocinca’. One sa milutkie!)
Wieczorem trafiamy na tloczny camping w Coffe Bay – tloczny tylko dlatego ze trzeba bylo dzielic pole z setka ptakow i jakimis dziwnymi zwierzakami (skrzyzowanie lisa i kangura). Miejscowosc niewielka ale za to jaka muzykalna! W pubie trafiamy na wieczor karaoke. Miejscowych nie trzeba zapraszac dwa razy do spiewania, zapisywali sie po kolei i nawet kilka osob bylo niezlych. nam sie jednak bardziej podobaly poranne koncerty ptasie na polu namiotowym. Tu nawet golebie nie sa zwyczajne – maja irokezy na glowach, a mewy czerwone lapy i dzioby i maja niezly tupet zeby zdobyc cos do jedzenia. Jedynym miejscem gdzie nie budzily nas poranne ptasie trele byl angielski trawnik campingu w Byron Bay ktore przypominalo nam troche nasza  Jastarnie :)  surferzy panuja za dnia na plazach a w nocy w dyskotekach.

Przez Gold Coast (i miasteczko Surfers Paradise) docieramy do Brisbane skad juz blisko do celu naszej podrozy Fraser Island :)

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *