z Ziemii Ognistej do Patagoni, Argentyna

Ushuaya jest droga i komercyjna. Ale nam sie podoba. Jestesmy znow razem i wszystko jest sliczne :))   Poznajemy dwoch Polakow, ktorzy wraz z kilkoma osobami, na jachcie poplyneli na Antarktyde. Czyste szalenstwo! Gory lodowe wieksze niz ich łupina, przerazliwie zimny wiatr wiejacy w twarz – wracali dwa tygodnie pod wiatr(!) i kiedy ich zobaczylismy zaraz po zejsciu na lad, byli naprawde zmeczeni..

Jedziemy dalej i po 11 godzinach w autobusie lądujemy w Punta Arenas, Chile. Teraz dosc czesto przekraczamy granice Argentyny i Chile, ale na szczescie celnicy wbijaja kolejne pieczatki niezbyt pedantycznie. A miesca w paszportach nie mamy zbyt duzo…  W ´centrum´ pstrykamy zdjecie patronowi naszej ulicy w W-wie – Magellanowi (po argentynsku czyt Mahaszanes!) a jego ciesnine wlasnie przeplynelismy.

  

Z Puerto Natales wyjezdzamy busem na wycieczke, by objechac okolice. Widzimy gory lodowe! Tzn ja w koncu je widze, bo J widzial wieksze i blizej. Sa sliczne! Błekitne, błyszczą w słoncu i mozna je oglądac z lądu :)  Ruszamy na Torres del Paine. Wyprawa trwa 8 godzin a we znaki daje sie ostatni odcinek – wspiecie sie po gorze kamieni…

  

Ale mamy szczescie! Wracajac do miasteczka autobusem droge zagrodzila nam PUMA. Prawdziwa, zywa i duza. Niezwykle, poniewaz pumy nie lubia ludzi a ta byla na asfalcie i w dodatku 10 km przed miasteczkiem, przy pastwiskach..

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *